Zamknij

Wójt Wieliszewa: Budownictwo społeczne może pomóc w walce z patodeweloperką

13:30, 07.05.2025 Aktualizacja: 13:42, 07.05.2025
Skomentuj PAP PAP

Budownictwo społeczne może pomóc zwalczyć nieuczciwe praktyki niektórych deweloperów, a mieszkańcom umożliwić spełnienie marzeń o własnym domu – uważa wójt gminy Wieliszew Paweł Kownacki. W rozmowie z Serwisem Samorządowym PAP opowiedział  o problemach samorządów z patodeweloperką, trudnościami w lokowaniu mieszkań oraz sprzecznych oczekiwaniach mieszkańców.

PAP: Położony 30 km od centrum Warszawy Wieliszew jest jedną z wielu gmin, nazywanych brzydko sypialniami dużych miast, które przyciągają mieszkańców niższymi cenami i dobrym dojazdem. Niestety w takich miejscowościach skupia się wiele problemów dotyczących planowania przestrzennego i lokowania mieszkań. Co obecnie jest największym problemem dla takich gmin jeśli chodzi o rozwój mieszkalnictwa?

Paweł Kownacki, wójt gminy Wieliszew: Przede wszystkim jesteśmy pod bardzo silną presją urbanizacji i oczekiwań wielu przedsiębiorców. Jeszcze 12 lat temu nasi radni nie przewidywali, że będziemy aż tak popularnym miejscem do osiedlania się i że spełnimy oczekiwania kilkuset wnioskodawców praktycznie w 90 proc. To sprawia, że zabudowa w wielu miejscach jest bardzo intensywna. Dodatkowo w ciągu ostatnich 15 lat podwoiła nam się liczba mieszkańców, a naszym głównym problemem jest niewystarczająca infrastruktura oświatowa, więc praktycznie od kilkunastu lat budujemy kolejne szkoły i przedszkola. 
Dodatkowo naszą bolączką jest infrastruktura drogowa. Obecnie najczęściej budowane są osiedla łanowe poza infrastrukturą drogową. To sprawia, że musimy często budować drogi szeroko i daleko, co powiększa koszty. A zgodnie z prawem nie możemy wymagać od deweloperów wsparcia naszych potrzeb. 

Inną sprawą są oczekiwania osób, które do nas przyjechały i uważają, że tereny zielone zawsze takie pozostaną. Tymczasem jest to teren budowlany, który za chwilę będzie zabudowany. To rodzi ich sprzeciw. Z drugiej strony są też mieszkańcy, którzy chcieliby zabudować każdy skrawek zielonego terenu. Ja z radnymi stoję w tej kwestii pośrodku. 

PAP: Jak pogodzić ze sobą te sprzeczne oczekiwania mieszkańców?

P. K.: Ktoś kiedyś powiedział, że w Polsce prawo o zagospodarowaniu przestrzennym się nie przyjęło. Mimo to wciąż pracujemy na żywym organizmie. Nie chciałbym stawiać czarnego scenariusza, że się nie przyjęło, ale fakt wprowadzenia planu ogólnego jest kierunkiem w dobrą stronę, kiedy nagle będą odchodziły na wieczną niechlubną pamięć decyzje o warunkach zabudowy, bo one dają z jednej strony pewne pole do wskazywania warunków, jakie należy budować, ale są też decyzjami uznaniowymi. 

Zasadniczo każdy z samorządowców wydając decyzje WZ stara się trzymać litery prawa, ale są wyroki sądów, które mówią, że należy szukać do skutku takiej zabudowy, która spełni oczekiwania inwestora. To sprawia, że chaos wdziera nam się w miejsca, gdzie nie powinna powstać zabudowa. Z drugiej strony są ludzie, którzy chcą spełniać swoje marzenia. Jeśli mieliby przyjść do urzędu i dowiedzieć się, że ich marzenie ma pewną dozę ryzyka, to nie wiem, czy każdy chciałby o tym ryzyku zabudowy w sąsiedztwie usłyszeć. Plany ogólne mogą temu zapobiec. 

PAP: Czy gmina Wieliszew już przygotowała swój plan ogólny?

P. K.: Jesteśmy w trakcie jego opracowywania. Mogę powiedzieć, że jesteśmy na zaawansowanym etapie. Szacuję, że prace nad dokumentem zakończą się na przełomie roku 2025/2026. Ale o tym muszą zdecydować radni. Jest nadzieja, że się wyrobimy w ustawowym terminie.

PAP: Rząd planuje przeznaczyć do 2030 r. 45 mld zł na budowę mieszkań społecznych i komunalnych, z czego 2,5 mld zł jeszcze w tym roku – co ma umożliwić powstanie 15 tys. tanich mieszkań na wynajem. Zgodnie z propozycją przepisów, samorządy będą mogły otrzymać bezzwrotną dotację do 80 proc. wartości inwestycji. Na ile te środki mogą realnie poprawić sytuację mieszkaniową w gminach?

P. K.: Jesteśmy gminą, która należy do Społecznej Inicjatywy Mieszkaniowej (SIM). Dobrze, że jest to program ponadpolityczny. Obecnie wielu ludzi nie stać na kredyt i społeczna opcja najmu nawet przy opcji dojścia do własności sprawiła, że przy pierwszym naborze mieliśmy sześć wniosków na jedno miejsce. Widać więc, że jest ogromne zainteresowanie. I przede wszystkim stawiamy akcent na tych, którzy u nas już mieszkają, bo chcemy zapobiec temu, żeby nasi młodzi mieszkańcy wyjeżdżali do dużych miast. Chcemy im zapewnić mieszkanie i dogodny dojazd do Warszawy. 

PAP: Jednym z problemów, z którym  borykają się m.in. samorządy są nieuczciwe praktyki niektórych deweloperów. Nowe rozporządzenie dotyczące warunków technicznych budynków miało poprawić komfort życia mieszkańców – m.in. poprzez większe odległości między blokami, obowiązkowe place zabaw i zakaz mikrokawalerek. Czy te przepisy rzeczywiście przyniosły oczekiwane efekty?

P. K.: Gdybym powiedział, że wszyscy deweloperzy są tacy sami, to na pewno byłoby krzywdzące i wiele osób mogłoby mieć do mnie żal. Na szczęście są też tacy, którzy realizują potrzeby mieszkaniowe i rozwijają ten kraj. 

Niestety zdarzają się i tacy, którzy szukają luk w przepisach doprowadzając do momentu, w którym my jesteśmy teraz. Jeżeli dowiadujemy się, że w Krakowie, tak jak teraz w Wieliszewie, ktoś kupuje dom i wprowadza tam kilka rodzin, to powoduje, że będą tam faktycznie mikrokawalerki. I u nas okazało się, że ktoś zbudował obiekt, który wygląda jak blok, a nie dom mieszkalny. Nawet jeżeli ktoś ma prawo do dużej rodziny, to widzimy, że przygotowuje ten obiekt pod to, by każdy pokój miał swoją łazienkę i aneks kuchenny. I niestety, ktoś, kto marzy o mieszkaniu pod Warszawą, kupi od tej osoby udziały. Egzekucja jest wręcz nieskuteczna, bo po sprzedaży deweloper przestaje być stroną postępowania. I to jest najgorsze, że cały czas jest walka o to, czy zapisy planu są precyzyjne. Mam nadzieję, że wszyscy na naszym błędzie się nauczą. 

[ZT]136027[/ZT]

PAP: Co Pana zdaniem należałoby zrobić? 

P. K.: Uważam, że trzeba bardziej uszczegółowić definicję budynku i uprościć planowanie przestrzenne, bo okazuje się, że zmiana takiego planu to kolejny rok lub półtora. W wyścigu z deweloperami jesteśmy na przegranej pozycji, bo nasze plany mogą być zaskarżane, a budynek mieszkalny zasadniczo nasi powiatowi inspektorzy nadzoru budowlanego odbierają na zgłoszenie. Obiekt, o którym wspomniałem pewnie będzie przeglądany bardzo szczegółowo na miejscu, ale to pokazuje, że wciąż jest za mało urzędników i takich ludzi, którzy pozwolą skutecznie egzekwować prawo. Jeżeli na powiat, w którym jest najwięcej pozwoleń w Polsce jest tylko kilku urzędników, to istnieje ryzyko, że urzędnicy nie dadzą fizycznie rady by każdy budynek mieszkalny fizycznie obejrzeć i zdecydować o jego odbiorze po takiej kontroli. 

PAP: Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Legionowie powiedział, że jeżeli w budynku zamieszka większa liczba rodzin, niż zakładały plany, to może wstrzymać jego użytkowanie.

P. K.: Tylko wtedy zrobimy kłopot rodzinom, które się tam wprowadzą. One nie kupiły tego jako „przestępcy”, a zostaliby ukarani. To jest błąd planisty, który nie przewidział, że na dużej działce wskaźniki pozwolą ten dom rozbudować. 

Dlatego musimy zmierzać do tego, żeby inspektor nie musiał mówić o tym w deklaracjach, tylko żeby wszyscy wiedzieli na przykładzie tego budynku, że każdy, kto będzie próbował sprzedawać ludziom udziały i sprowadzać do budynku mieszkalnego ludzi, którzy nie powinni tu mieszkać, będzie miał kłopoty. I to jest najbardziej niebezpieczne, że on umyje ręce i zrealizuje zysk. I dlatego moje zamieszanie ma doprowadzić do tego, żeby ktoś mocno się zastanowił, zanim nabędzie udział w tym obiekcie lub jemu podobnym i pamiętał, że nie kupuje mieszkania, tylko atrapę, która może przestać być jego miejscem, gdy przyjdzie inspektor nadzoru budowlanego i zabroni użytkowania tego obiektu. Ale egzekucja trwa wiele lat.

PAP: W jaki sposób patodeweloperka wpływa na gminę?

P. K.: Działa demoralizująco, bo wielu ludzi przez to uważa, że inni mogą więcej. Poza tym czym innym jest sytuacja, gdy na danym terenie powstaje sto domów jednorodzinnych i ich mieszkańcy mają tego świadomość, a co innego, gdy nagle zamiast stu rodzin pojawia się 120. Taka demoralizacja i zepsucie prawa sprawiają, że będzie to przepis na szybki zysk i wrócimy do tezy, że planowanie przestrzenne w naszym kraju się nie przyjęło. 

Moim zdaniem należy dać większą władzę inspektorom nadzoru budowlanego. Tu po prostu mamy kuriozalną sytuację, gdzie ktoś uważa, że działa zgodnie z prawem. Najgorsze jest to, że wszyscy wiedzą, do czego to zmierza i na razie nikt nie może nic zrobić. 

Moim zdaniem panaceum na tego typu sytuacje może być budownictwo społeczne czyli alternatywa dla tych, którzy potrzebują mieszkania, a nie stać ich na kredyt. Patodeweloperzy dają im tańszy sybstytut mieszkania, ale chyba nie tak powinno wyglądać zaspokajanie głodu mieszkań. Dlatego nie wolno zaprzestawać i trzeba budować społecznie.

mc/
 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%