Ni w radiu, ni w telewizji...Ni ze słowem pisanym skojarzyć go nie sposób. Istna medialna rejterada. Herbert miał swojego Pana Cogito, Legionowo ma swego Kandydata Incognito. Wielką niewiadomą, niczym w szkolnym równaniu, którego rozwikłać nie można, bo staruszka od matmy, spiesząc się na obiad, danych poskąpiła. Tu też żadnych danych nie uświadczysz.
Slogany? A i owszem, puste (pustakowe?), jałowe, wyświechtane niczym stara kanapa u nielubianej ciotki, w wyblakłych kolorach rodem z warszawskiego herbarza. Ów Kandydat, nazwijmy go „X”, pozostawił więc zatroskanych o losy miasta potencjalnych wyborców z poważnym dylematem moralnym. Ba!...oralnym, bo o kwestiach ważkich wypowiedzieć się nie raczył. Można by rzec nawet dosadniej: dylematem analnym! Bo jego poglądowa indolencja może pokazywać gdzie to wszystko ma lub mieć będzie. Kto mu zabroni?
Starożytni hoplici z bitwy wrócić mogli jedynie z tarczą lub na tarczy. Pozostając w nomenklaturze kulinarnej postawić należy pytanie: czy po wyborczym grillowaniu Kandydat „X” wróci z tacką czy na tacce? Oby tylko lud legionowski nie opłacił tego niestrawnością.